wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 1



Pierwszy rozdział gotowy. Proszę o szczere opinie i uwagi. Z góry przepraszam za błędy ale o tak późnej porze nie zawsze udaje mi się zwrócić na nie uwagę. Miłej lektury :)


~~~~~~~~


- Aaaaaaaa ! – zerwała się jak poparzona do pozycji siedzącej. Oddychała ciężko a serce biło jej niesamowicie szybko. Nie miała pojęcia co się dzieje, jaki jest dzień, miesiąc, rok. Zanim zorientowała się gdzie jest, upłynęło dobre kilka minut – O Boże, o Boże… to był tylko sen, to tylko zły sen… - szeptała sama do siebie przecierając spocone czoło. Te okropne sceny znowu stanęły jej przed oczyma. Ciemny korytarz, ona sama, sponiewierana w kałuży krwi, ten mężczyzna w czarnej szacie z różdżką skierowaną wprost na nią. I… i te słowa. To było tak realistyczne. Ten koszmar powtarzał się już szósty raz odkąd skończyła się wojna, Voldemord raz na zawsze zniknął z tego świata, a śmierciożercy zostali zesłani do Azkabanu. Zawsze budziła się w tym samym momencie, gdy ta mroczna postać wypowiadała formułę zaklęcia uśmiercającego. To dręczyło ją i nie dawało jej normalnie funkcjonować. Kiedy była sama w domu siedziała godzinami na kanapie w salonie i zastanawiała się co to może znaczyć. Te drzwi i jej zakrwawione ciało nie dawały jej spokoju. A kiedy w końcu chociaż na chwile o nim zapominała, znowu pojawiał się w jej snach. Doszła do wniosku, że kiedyś przez to oszaleje.

Spojrzała w stronę okna. Słońce było już wysoko i mocno grzało swoimi złocistymi promieniami. Pogoda była cudowna tak jak przystało z resztą na koniec sierpnia. Wstała i odsłoniła zasłony. W pokoju było niemiłosiernie duszno. Otworzyła jedną z okiennic i wyjrzała na zewnątrz. Taki widok zawsze poprawiał jej humor. Ludzie wychodzący do pracy i to ich roztargnienie zawsze powodowało u niej rozbawienie. Jednak nie tym razem. Wciąż była roztrzęsiona. Koszmar ciągle wypełniał jej myśli. Stała tak dobre kilka minut po czym postanowiła wziąć chłodny prysznic żeby nie zwariować. Ogrom myśli wypełniał jej głowę. Chłodna woda pozwoli jej zacząć trzeźwo myśleć.

Kiedy już się umyła wyszła z łazienki, chciała wysuszyć włosy różdżką. Jak zwykle leżała ona w tym samym miejscu. Wzięła ją do ręki i przyłożyła do włosów.

- Silverto – wyszeptała po czym w ciągu kilku sekund jej włosy były już suche. Podeszła do drzwi od garderoby. Hermiona musiała mieć wszystko idealnie poukładane, poprasowane i posegregowane tak jak to na Hermionę przystało. Nie lubiła bałaganu. U niej zawsze musiało być czysto. Weszła do środka i stanęła przed lustrem. Obejrzała się dokładnie z każdej strony i stwierdziła, że przez ostatni rok strasznie się zmieniła. Jednak do najintensywniejszych zmian podczas wojny. Niesamowicie wtedy schudła. Teraz, gdy mogła normalnie żyć zaczęła normalnie funkcjonować. Nie musiała już boć się o to czy dożyje jutra. Przez ostatni miesiąc pani Greanger udało się ją trochę podtuczyć przez co nabrała odrobinę kształtów tu i ówdzie, ale mimo to nadal była bardzo szczupła.

Biust jej się nieznacznie powiększył i zaokrąglił, nogi jakby wydłużyły, opaliła się a włosy urosły za łopatki i nabrały blasku. Nie były już tak puszyste jak kiedyś. Z wiekiem jej to przeszło. Teraz były lekko pofalowane i łagodnie opadały jej na plecy. Kilka złotych piegów zdobiło jej nos. Wyglądała naprawdę ślicznie i ktoś kto nie widział jej przez ostatnie parę mógłby mieć problem z poznaniem jej podczas przypadkowego spotkania. Już nie była tą samą kujonowatą Gryfonką. Co to, to nie. W lustrze widziała jakby nową siebie i miała nadzieję, że ten rok będzie w końcu normalny. Będzie lepszy od wszystkich.



- Co by tu założyć? – zapytała samą siebie i spojrzała na stertę ubrań poskładanych w równiutką kosteczkę oraz na te wiszące na wieszakach. Po chwili zastanowienia wybrała czarne rurki i kolorowy rozciągnięty T-shirt. Założyła trampki i zeszła na śniadanie masując skołataną z nerwów głowę i zmusiła się do delikatnego uśmiechu żeby tylko nie niepokoić rodziców.

- Hermiona, idź po gazetę jeśli możesz – powiedział do niej tata zanim zdążyła wejść do kuchni.

- Okej, już idę – odpowiedziała i podeszła do drzwi, które otworzyła po czym podniosła gazetę ze schodów. Gdy miała ją w rękach w oczy rzucił jej się napis znajdujący się mniejszym drukiem na samym dole pierwszej strony.



KOLEJNE TAJEMNICZE PORWANIE


Wczoraj ( tj. piątek ) około godziny szóstej po południu zaginęła w bardzo dziwnych i nie wyjaśnionych okolicznościach siedemnastoletnia dziewczyna, Sophie J. Do zdarzenia doszło w południowej Walii na przedmieściach Newport. Jest to już drugie takie zniknięcie. Do pierwszego doszło w regionach południowej Szkocji.

Rodzice dziewczyny byli bardzo roztrzęsieni, kiedy prosiliśmy ich o wywiad. Jednak po naszych namowach zgodzili się. Matka dziewczyny powiedziała, że w tym czasie wszyscy razem byli w domu - „To był najzwyklejszy dzień. Ja właśnie gotowałam obiad a mąż majsterkował tuż obok mnie. Nagle zostaliśmy ogłuszeni, a kiedy się ocknęliśmy natychmiast zaczęliśmy szukać Sophie, ale wtedy już jej już nie było, a na podłodze w jej pokoju zastaliśmy jakiś dziwny symbol. Nie pamiętamy zupełnie nic i nie mamy pojęcia jak mogło do tego dojść. To było niedorzeczne. Zupełnie tak jakby ktoś wyczyścił nam pamięć. Ostatnią rzeczą jaką pamiętam jest mieszanie zupy w garnku a potem zupełna pustka. Teraz niczego innego teraz nie pragniemy, chcemy tylko odzyskać nasze dziecko” – powiedziała przez łzy zrozpaczona kobieta.
Policja wszczęła postępowanie w tej sprawie. Nie udostępniono nam żadnych innych informacji. Możemy się tylko domyślać kto, lub co spowodowało zniknięcie tej niewinnej nastolatki.




Ta sprawa wydała jej w dużym stopniu podejrzana. Czyżby jakiś czarodziej maczał w tym palce? Powinna powiedzieć o tym Harry’emu.

Hermiona westchnęła, odwróciła się i pomaszerowała z powrotem do mieszkania. Doszło jej kolejne zmartwienie. Teraz będzie zawracać sobie głowę nie tylko tym okropnym koszmarem ale i jeszcze do tego porwaniem jakiejś zupełnie obcej dziewczyny. Ta cała sytuacja wydawała jej się podejrzana. Niezauważone ogłuszenie, rzekome wyczyszczenie pamięci i ten symbol. Wyglądało na to, że to rzeczywiście jakaś osoba posiadająca zdolności magiczne, no bo kto inny mógłby usunąć pamięć dwóm osobom. Sama nie wiedziała co o tym myśleć.

Z chwilą gdy weszła do kuchni usłyszała donośny głos swojej matki.

- Co na śniadanie? – podeszłą do stołu i podała swojemu siedzącemu po drugiej stronie stołu ojcu dziennik. Sama usiadła naprzeciwko.

- Chyba zrobię naleśniki. Masz ochotę? - zapytała stojąc tyłem do córki i wycierając ręce o ścierkę. Gdy się odwróciła zobaczyła, że córka jest jakaś markotna – Co się stało? Źle spałaś czy może znowu czytałaś do późna?

- Mamooo, nic się nie stało po prostu dzisiaj nie mogłam zasnąć – powiedziała i uśmiechnęła się do matki uspokajająco.

- Już mi tu nie czaruj, pewnie znowu nie mogłaś się oderwać od książki. Oj Hermiona, Hermiona – powiedziała z politowaniem pani Greanger i wzniosła oczy ku górze – Boże, widzisz i nie grzmisz. To dziecko kiedyś oślepnie.

- No przecież nic się nie stało. Dotrę do Pokątnej i nie zasnę w metrze, spokojnie – powiedziała i została przy wersji długiej wieczornej lektury.

Kiedy czekała na śniadanie pomyślała o trójce swoich najlepszych przyjaciół. Harry, Ron i Ginny byli dla niej jak rodzina. Do tej pory tylko z nimi korespondowała poprzez sowią pocztę, ale dzisiaj miała ich zobaczyć po raz pierwszy od tak dawna. Nie była w te wakacje w Norze. Chciała je całe spędzić tylko z rodzicami po tak długim rozstaniu.

Cieszyła się, że wraca do Hogwartu. Uważała, że decyzja McGonagall, aby wszyscy powtórzyli rok była bardzo słuszna. Cała ta wojna i myśl że śmierciożercy mogą w każdej chwili dopaść ciebie i twoją rodzinę na pewno nie sprzyjała nauce. Jest jednak jeden minus. Teraz wiek dostania się na pierwszy rok nauki zawyżył się do dwunastu lat. No ale lepsze to niż uczniowie bez owutemów.

Może dzisiaj wyciągnie Ginny na zakupy do mugolskiego centrum handlowego, ale znając jej rudą koleżankę nie będzie z tym problemu. Przydało by jej się kilka ciuchów przed powrotem do szkoły.

Kto by pomyślał że Panna Wiem To Wszystko Granger, tak poukładana i grzeczna zacznie przywiązywać wagę do wyglądu. Ona sama podejrzewała, że zaraziła się tym od Ginny. Jej przyjaciółka była osobą z najlepiej rozwiniętym zmysłem modowym jaką znała. Odkąd Fred i George otworzyli swój sklep z magicznymi dowcipami Weasleyów, mimo, iż już nie mieszkali w Norze zawsze wspomagali domowy budżet i zawsze odstąpili przy okazji coś swojej kochanej siostrzyczce, a rodzice też czasem dadzą jej kilka galeonów. Jej słodkie minki i to że była jedyną córką państwa Weasley, a do tego najmłodszą sprawiało, że zazwyczaj miała to co chciała. Hermiona zawsze nie mogła się nadziwić jak ona to robi.

Z rozmyślań wyrwał ją roznoszący się po kuchni kuszący, słodki zapach czekoladowych naleśników.

- Dziękuję – powiedziała po czym cmoknęła panią Granger w policzek. Na ten widok pan Granger tylko się uśmiechnął wychylając twarz zza gazety.

-Siadaj już i jedz. Czas leci. Zostało ci dziesięć minut. Za chwilę się spóźnisz – popędził ją tata – za dwadzieścia minut powinnaś już wychodzić.

- Już zajadam. Robi się – zakomunikowała z rozbawiającą powagą i włożyła pierwszy kęs do ust.

Kiedy już skonsumowała całe śniadanie w tempie ekspresowym wstała od stołu i pobiegła jeszcze na piętro spakować torbę. Wrzuciła najpotrzebniejsze rzeczy, związała włosy w koński ogon i zeszła na dół. Ucałowała obojga rodziców, pożegnała się, a następnie sięgnęła po klucze i już jej nie było.

Ach, jak jej tego brakowało podczas wojny. Wtedy często zamartwiała się czy nic im nie jest i czy mimo jej doskonałego zaklęcia zapomnienia śmierciożercy nie zrobili im krzywdy. Przejmowała się również tym, iż nie da rady cofnąć Obliviate i już nigdy jej sobie nie przypomną. Różnie z tym bywało w książkach o historii magii. Jednak mimo wszystkich przeciwności udało się i może przeżywać z nimi te chwile. Nawet nie chciała teraz myśleć o tym co by było gdyby jednak jej się nie udało. Jedna minuta z obojgiem rodziców była stokrotnie cenniejsza dla Hermiony od kilku buteleczek Felix Felicis.

Cieszyła się, że ma ich przy sobie. Była naprawdę szczęśliwa.