środa, 9 lipca 2014

Rozdział 2


Przepraszam, że tak długo mnie nie było ale jakoś straciłam werwę. Wena ze mnie opadła. Spowodowało to kilka ważnych wydarzeń w moim życiu. Miałam dużo rzeczy na głowie. No ale mimo wszystko rozdział jest proszę o chociaż minimalny odzew z opiniami. Przepraszam za jakiekolwiek błędy. Pozdrawiam :)

panna Poziomka.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~




  Gdy tylko wyszła z domu jej tymczasowa euforia prysła niczym mydlana bańka. Idąc chodnikiem znów zaczęła myśleć o koszmarze z dzisiejszej nocy. Lecz tym razem jej myśli skupiły się na dziewczynie w kałuży krwi na kamiennej posadzce. Co ona tam robiła? Teraz gdy wszelkie spory dobiegły końca nie miała już żadnych wrogów. Ten sen to chyba wynik przejedzenia się serowymi chrupkami poprzedniego wieczoru. I każdego innego który poprzedzał te dziwne senne wizje. Niemożliwe żeby to cokolwiek znaczyło. Zawsze była sceptycznie nastawiona do wróżek przepowiadających przyszłość pokroju Trellawny i wszystkich związanych z tym tematem rzeczy. To wszystko jest niedorzeczne ale czemu nocą zawsze wydawało się takie realne. Znowu nie mogła zrozumieć dlaczego to ją nawiedza. Zapewne nie bez powodu śniło się jej to już szósty raz. Powoli zaczęła powątpiewać w to, że te koszmary nie mają absolutnie żadnego znaczenia. Być może to jakieś ostrzeżenie. Żadna wersja nie była dla niej wystarczająco przekonująca. W każdym razie na dzisiaj postanowiła wyrzucić to z głowy i nie mówić nic swoim przyjaciołom.


Otrząsnęła się po chwili i zorientowała, że mało brakowało a wpadła by na starszą pani idącą w przeciwnym kierunku.


- Weź się w garść Hermiono… - wyszeptała do siebie.


Skręciła w prawo i zeszła do metra. Kiedy już zakupiła bilet i znalazła się na stacji czekała około minuty. Pociąg nadjechał i wsiadła do niego rozmyślając o czymś o wiele przyjemniejszym. Mianowicie o tym, jak spędzili wakacje jej przyjaciele oraz (patrząc na to jaka zmiana zaszła u niej) jak zmienili się przez te dwa miesiące. Była ogromnie ciekawa co działo się w ich życiu od czasu zakończenia tych tragicznych wydarzeń. Wyciągnęła z torby swoją MP4 i zaczęła słuchać muzyki. Chociaż w Hogwarcie żaden mugolski sprzęt nie miał szans zadziałać to tutaj w Londynie nie potrafiła się bez niej obyć. Muzyka była jej ukojeniem i pozwalała się wyciszyć. Zanim się spostrzegła była już na stacji Leicester Square.


Gdy już znalazła się na powierzchni znów szła chodnikiem wzdłuż starych antykwariatów i księgarni. Z Harrym i Ronem umówiła się w Dziurawym Kotle o dziesiątej. Ginny miała dołączyć do nich pół godziny później. Spojrzała na zegarek była pięć minut spóźniona. Wynagrodzę im to jakoś, może postawie im po kremowym piwie – pomyślała i uśmiechnęła się do siebie. Przeszła przez ulicę i stanęła przed drzwiami baru oddzielającego świat mugoli i czarodziejów.


Nacisnęła klamkę i pchnęła ciężkie drzwi. Po przekroczeniu progu od razu do jej nozdrzy doszedł zapach Ognistej Whiskey Ogdena. Bez problemu rozróżniała ją od innych trunków. Miała tak charakterystyczny, mocny zapach, iż bez zbędnych wątpliwości w każdej chwili mogła stwierdzić co to za alkohol. Osobiście wolała sherry a w szczególności przypadło jej do gustu wino skrzatów. Niby nic wyjątkowego ale różniło się smakiem od innych a młoda czarodziejka przywiązywała do tego wielką wagę.


Szmer rozmów przyjemnie rozchodził się po pomieszczeniu. Rozejrzała się i wypatrzyła Harr’ego. Machał do niej z tym pogodnym wyrazem twarzy, którego już dawno nie widziała. Zresztą nie można się dziwić. Ostatnie wydarzenia nawet największemu optymiście starły by uśmiech z twarzy. Teraz widząc go nikt nie powiedziałby, że Złoty Chłopiec przeszedł takie okropności.


Obok niego na krześle siedział Ron. Był on wyraźnie zaabsorbowany rozmową z Tomem, tamtejszym kelnerem. Harry szturchnął rudzielca w bok i wskazał głową w stronę z której nadchodziła ku nim Hermiona. Gdy tylko się odwrócił zdziwił się trochę, delikatnie mówiąc.


Hermiona wygląda fenomenalnie – to pierwsza myśl jaka pojawiła się w głowie młodego Weasleya. Mimo, iż miała na sobie tak zwyczajne ciuchy była bardzo kobieca. Ron już wcześniej podkochiwał się w tej pięknej czarownicy, przez całe wakacje myślał tylko o niej. Była główną bohaterką jego pięknych i nie koniecznie przyzwoitych marzeń. Ale wiedział, że nic z tego nie będzie. Kiedyś wyznał jej swoje uczucia a ona dała mu stanowczo aczkolwiek delikatnie do zrozumienia, iż nie potrafiłaby się z nim związać oraz że liczy się dla niej tylko przyjaźń i nie chce tego niszczyć. Po tym odrzuceniu trochę czasu zajęło mu dojście do siebie. Uświadomił sobie jednak, że wiecznie nie może kryć się w Norze i mieć gdzieś cały świat z jej powodu. W końcu wziął się w garść.


Dzisiaj, gdy ją zobaczył wszystko odżyło na nowo. Te dawne uczucia znów zawrzały w nim i spowodowały że purpura zalała jego piegowate policzki kiedy Hermiona przytuliła go na przywitanie jako pierwszego. Szybko jednak oderwała się od niego i przeniosła w ramiona Harr’ego.


- Cześć chłopaki. O Merlinie! Jak ja za wami tęskniłam! – powiedziała po przywitaniu się z przyjaciółmi.


- My za tobą również. Jak ty się strasznie zmieniłaś – zauważył Chłopiec Który Przeżył. Na nim wygląd gryfonki również zrobił wrażenie. Czuł się jak starszy brat, który nie widział od wieków swojej młodszej siostry ani tego jak dorastała.


- Eee tam, przesadzasz. To wciąż ta sama kochająca książki kujonica – zażartowała – opowiadajcie lepiej jak wam minęły wakacje.


- Bardzo dobrze. Szkoda tylko, że nie przyjechałaś do Nory. Mama cały czas wypominała mi, że nie potrafiłem cię porządnie przekonać - burknął Ron w końcu wtrącając się do rozmowy.


- I tak byś nic nie wskórał. Te wakacje były tylko dla mnie i moich rodziców. Obiecałam im to. Nie mogłam się od tak wykręcić – zaśmiała się dziewczyna po czym dodała – chodźmy lepiej na zakupy bo zaraz zrobi się tu niezły tłum. Później przyjdziemy, napijemy się czegoś i porozmawiamy.


Chłopcy zgodzili się. Pożegnali się szybko z kelnerem i ruszyli do tylnego wyjścia, które prowadziło na ulicę Pokątną. Kiedy przeszli już i znaleźli się w tej magicznej części Londynu skierowali się prosto do banku Gringotta. Hermiona wymieniła funty na walutę czarodziejską, Harry zjechał do swojej skrytki po złoto a i Ron od razu wypłacił trochę galeonów na nowe szaty i przybory szkolne.


Następnie poszli do księgarni „Esy i Floresy” gdzie wchodząc Harry potknął się o próg i komicznie przewrócił. Jego przyjaciele ciągle śmiali się z tego przez następne piętnaście minut.


Po zakupie podręczników powtórnie wyszli na Pokątną i momentalnie wpadli na Ginny. Ona się zbytnio nie zmieniła. Nadal była tą samą rudowłosą pięknością na którą leciała połowa męskiej części Hogwartu.


- Hermiona! – krzyknęła z radości najmłodsza z Weasley’ów i rzuciła się koleżance na szyję.


- Ginny! Ja też się cieszę, że cię widzę ale jeszcze trochę i mnie udusisz! – krzyknęła uradowana panna Granger.


- Przepraszam – powiedziała i puściła ją – po prostu straaasznie się za tobą stęskniłam – po czym znowu przytuliła koleżankę tylko teraz dużo delikatniej.


- Ja za tobą też – stwierdziła i oddała uścisk.


-Ron.. Cześć – rzuciła przelotnie do brata, z którym zapewne nie dawno się widziała – Harry – wybąkała rumieniąc się przy tym delikatnie – miło cię widzieć – dodała i ucałowała go przyjacielsko w policzek. Minę miała niczym cierpiętnica, ale szybko ukryło ją pod maską zadowolenia i codziennego roztargnienia.


No tak, wojna zbiera swoje okrutne żniwa także w uczuciach łączących ludzi. Mionie było ich okropnie szkoda. Tworzyli przecież taką piękną parę. To kwitnące, ogniste uczucie, którym darzyli siebie przed walką z Lordem Voldemortem już dawno przeminęło. Ginny była załamana po śmierci Freda. Harry był otaczany przez dziennikarzy i wychwalany za swoje czyny. Codziennie się mijali i nie mieli dla siebie czasu. To wszystko po prostu wyblakło. Rozstali się oboje uznając, że tak będzie lepiej. Przynajmniej Harry tak sądził. Dziewczyna nie chciała robić problemów i poszła na to co zaproponował jej Bliznowaty. Okropnie cierpiała ale, że była twarda, nie dawała po sobie tego poznać i dosyć szybko się pozbierała. Mimo tego nieudanego związku nie przekreśli swojej przyjaźni i uznali już razem, iż tak jak kiedyś, na samym początku będą jako tako najlepszymi kumplami.


-Och, hej Ginny – wykrztusił z siebie również lekko zawstydzony Harry.


Wciąż coś do siebie czują, to widać gołym okiem, ale Ruda pisała pannie Greanger w listach, że po tym jak Harry zranił ją dość boleśnie nie ma zamiaru wchodzić dwa razy do tej samej rzeki. Już się nie zaangażuje w żaden związek. „Faceci to nic nie warte dupki. Każdy bez wyjątku.” - wyżalała jej się. Wyglądało na to, że jest naprawdę zdeterminowana, ale cóż zobaczymy jak to się wszystko potoczy.


Po wszelakich ceregielach i po tym jak Ginny i Święta Trójca wrócili się do księgarni po kilka książek dla rudej poszli prosto do Madame Malkin po nowe szaty.


-Nie uwierzycie co się stało – pisnęła ruda na schodach do sklepu pomiędzy pogaduszkami o następnym roku w Hogwarcie a najnowszym modelem miotły Orion 3000, znajdującym się na wystawie w sklepie „Markowy sprzęt do Quidicha”. Dopiero teraz sobie o tym przypomniała – gdy wychodziłam z Dziurawego Kotła na Pokątną wpadłam na Zabiniego i Malfoy’a. Zderzyłam się z tym pierwszym. Blondas jak zwykle śmiał się i mamrotał pod nosem swoje chore teksty jak to jestem niewychowana i roztrzepana, ale Zabini grzecznie mnie przeprosił, tak jakoś dziwnie się uśmiechnął i nawet upomniał tą tlenioną fretkę żeby zachował swoje uwagi dla siebie. Nie uważacie, że to jest trochę dziwne? Zachował się tak jakby co najmniej mnie szanował.


-Żartujesz? Jesteś pewna, że to ten Zabini na ciebie wpadł? Co do Malfoy’a to może i bym się zgodził ale nie możliwe, że jeden z tych nadętych, pieprzonych Ślizgonów cię przepraszał – wysyczał Ron takim tonem jakby co najmniej chciał zwymiotować.


-Ronaldzie opanuj się. Mógłbyś oszczędzić sobie takiego słownictwa w miejscu publicznym – skarciła przyjaciela Hermiona i spojrzała na niego z politowaniem.


-Oj przepraszam. No ale co? Nieprawdę mówię?


-No w sumie to prawda, lecz patrząc na to z innej strony to jednak było możliwe. Ludzie się zmieniają Ron. Szczególnie po tak ciężkich przeżyciach jakich wszyscy doświadczyliśmy ostatnimi czasy.


-Zmiana zmianą. Prawda, każdy może, ale nie takie zimne, skretyniałe kołki jak oni. Nadal uważam, że albo był naćpany albo nawdychał się jakichś odurzających oparów z tych dziwnych kociołków w aptece Sluga i Jiggersa. Swoją drogą ostro wali tam zgnilizną... – ostatnie zdanie wymruczał już ciszej ale jego twarz przybrała naprawdę dziwny, krzywy wyraz.


Wszyscy roześmiali się w głos słysząc jego wyznanie, za to on sam nie za bardzo chyba wiedział o co chodzi bo tym razem spojrzał na nich wzrokiem typu: „No o co wam chodzi, przecież tak jest?!”, a to jeszcze bardziej rozbawiło pozostałą trójkę.


- Przepraszam, czy mogli byście nie torować drzwi. Wchodzicie czy nie? – usłyszeli nagle jakiś odrobinę skrzekliwy głos nieco podstarzałej czarownicy w bordowej szacie i dopasowanej do niej tiarze. Wyglądała na zadbaną i miłą, ale efekt psuło jej naburmuszenie.


-Tak, przepraszamy już się odsuwamy – Hermiona jako jedyna, która zawsze myślała trzeźwo zareagowała niemal błyskawicznie i pchnęła resztę w bok uśmiechając się przepraszająco.


-Ach ta dzisiejsza młodzież, ciągle rozkojarzona. Za moich czasów młodzi czarodzieje nie szwędali się po ulicach i bezczynnie stali plot…- reszty narzekań już nie dosłyszeli gdyż drzwi sklepu zamknęły się z donośnym hukiem.


Ponownie wszyscy, a nawet Hermiona wybuchnęli niekontrolowanym, głupkowatym śmiechem.


-Dobra koniec z tym. Trzeba się z deka ogarnąć – uznał Harry.


-Masz rację, opanujmy się. Kupmy co mamy kupić i chodźmy na coś mocniejszego – rozochociła się Ginny i uraczyła pozostałych szerokim uśmiechem.


Ruszyli bez słowa ciągle uśmiechając się pod nosami. Dokupili szaty, kociołki i inne tego typu rzeczy, które były im niezbędne w ostatnim już roku nauki w Hogwarcie. Poza Rudą rzecz jasna, chociaż niezbyt podobało jej się to, że będzie musiała marnować dodatkowo jeszcze jeden dodatkowy rok na zakuwanie głupich i zupełnie niepotrzebnych jej do życia formułek tępych zaklęć. I te wypracowania… Na samą myśl robiło jej się słabo. No bo na co komu potrzebna do życia jest umiejętność przemienienia jeża w szczotkę albo uwarzenia Eliksiru Bujnego Owłosienia. To naprawdę wydawało się jej wyłącznie stratą czasu, ale cóż poradzić? Jak mus to mus…


Kiedy załatwili już wszystko co załatwić musieli, uradowani, że to już koniec poszli w stronę wyjścia z Pokątnej aby w końcu znaleźć się w upragnionym pubie i czegoś się napić.


Rozstawili swoje zakupy pod stołem i opadli na krzesła. Chłopcy wyglądali na naprawdę zmęczonych, widać było, że nie są przyzwyczajeni do tego typu eskapad. Za to Hermiona i Ginny były w swoim świecie. Co prawda zakupy w typie uzupełniania ingrediencji na Eliksiry dla Slughorna to nie to samo co przymierzanie ciuchów w mugolskich centrach handlowych ale to zawsze jakiś shopping.


-Co dla was – zapytała Miona.


-Ja poproszę kremowe piwo, a dla nich..? – rzuciła Ginny spoglądając w stronę chłopców.


-Dwa razy ognista. – złożył zamówienie Ron - Coś takiego powinno postawić nas na nogi – dodał po chwili ciszej do Harr’ego, który wyraził temu aprobatę puszczając oczko w stronę rudzielca i uśmiechając się szelmowsko.


-Okej, zaraz wracam. – Hermiona odpowiedziała i ruszyła w stronę baru – Hej Tom, dwa razy ognista i dwa razy kremowe piwo proszę – powiedziała miło uśmiechając się do barmana.


-Robi się – mruknął i zniknął za barem.


Wróciła ponownie do stolika i usiadła pomiędzy Ginny a Wybrańcem. Gdy Tom podał trunki rozmowa jeszcze bardziej się rozluźniła. Siedzieli, gadali, wspominali dawne czasy i najlepsze momenty ich przyjaźni, śmiali się i wygłupiali. Najśmieszniejszy był moment kiedy Ron wsadził sobie do ust dwie czarne słomki i udawał akromantule. Zachowywali się tak jak powinna zachowywać się paczka najlepszych przyjaciół w ich wieku, a nie tak, jak zupełnie dojrzali, poważni ludzie po wielu przejściach. Hermionie tak bardzo tego brakowało. Nie pamiętała już kiedy ostatnio tak dobrze się bawiła. Zupełnie nie myślała o tym co do tej pory dręczyło jej myśli.


W głębi duszy niesamowicie nie mogła doczekać się powrotu do Hogwartu. Obiecała sobie, że ten rok będzie inny niż wszystkie dotychczas, ten będzie wyjątkowy. Obiecała, że wykorzysta go najlepiej jak może. Bez żadnych Voldemortów, zagadek i śledztw. Nareszcie przeżyje normalny rok w szkole. Zda OWUT-emy najlepiej na roku i w końcu zaistnieje w towarzystwie.

To będzie wyjątkowy czas… – pomyślała i uśmiechnęła się delikatnie po nosem – Tak, to na pewno…

wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 1



Pierwszy rozdział gotowy. Proszę o szczere opinie i uwagi. Z góry przepraszam za błędy ale o tak późnej porze nie zawsze udaje mi się zwrócić na nie uwagę. Miłej lektury :)


~~~~~~~~


- Aaaaaaaa ! – zerwała się jak poparzona do pozycji siedzącej. Oddychała ciężko a serce biło jej niesamowicie szybko. Nie miała pojęcia co się dzieje, jaki jest dzień, miesiąc, rok. Zanim zorientowała się gdzie jest, upłynęło dobre kilka minut – O Boże, o Boże… to był tylko sen, to tylko zły sen… - szeptała sama do siebie przecierając spocone czoło. Te okropne sceny znowu stanęły jej przed oczyma. Ciemny korytarz, ona sama, sponiewierana w kałuży krwi, ten mężczyzna w czarnej szacie z różdżką skierowaną wprost na nią. I… i te słowa. To było tak realistyczne. Ten koszmar powtarzał się już szósty raz odkąd skończyła się wojna, Voldemord raz na zawsze zniknął z tego świata, a śmierciożercy zostali zesłani do Azkabanu. Zawsze budziła się w tym samym momencie, gdy ta mroczna postać wypowiadała formułę zaklęcia uśmiercającego. To dręczyło ją i nie dawało jej normalnie funkcjonować. Kiedy była sama w domu siedziała godzinami na kanapie w salonie i zastanawiała się co to może znaczyć. Te drzwi i jej zakrwawione ciało nie dawały jej spokoju. A kiedy w końcu chociaż na chwile o nim zapominała, znowu pojawiał się w jej snach. Doszła do wniosku, że kiedyś przez to oszaleje.

Spojrzała w stronę okna. Słońce było już wysoko i mocno grzało swoimi złocistymi promieniami. Pogoda była cudowna tak jak przystało z resztą na koniec sierpnia. Wstała i odsłoniła zasłony. W pokoju było niemiłosiernie duszno. Otworzyła jedną z okiennic i wyjrzała na zewnątrz. Taki widok zawsze poprawiał jej humor. Ludzie wychodzący do pracy i to ich roztargnienie zawsze powodowało u niej rozbawienie. Jednak nie tym razem. Wciąż była roztrzęsiona. Koszmar ciągle wypełniał jej myśli. Stała tak dobre kilka minut po czym postanowiła wziąć chłodny prysznic żeby nie zwariować. Ogrom myśli wypełniał jej głowę. Chłodna woda pozwoli jej zacząć trzeźwo myśleć.

Kiedy już się umyła wyszła z łazienki, chciała wysuszyć włosy różdżką. Jak zwykle leżała ona w tym samym miejscu. Wzięła ją do ręki i przyłożyła do włosów.

- Silverto – wyszeptała po czym w ciągu kilku sekund jej włosy były już suche. Podeszła do drzwi od garderoby. Hermiona musiała mieć wszystko idealnie poukładane, poprasowane i posegregowane tak jak to na Hermionę przystało. Nie lubiła bałaganu. U niej zawsze musiało być czysto. Weszła do środka i stanęła przed lustrem. Obejrzała się dokładnie z każdej strony i stwierdziła, że przez ostatni rok strasznie się zmieniła. Jednak do najintensywniejszych zmian podczas wojny. Niesamowicie wtedy schudła. Teraz, gdy mogła normalnie żyć zaczęła normalnie funkcjonować. Nie musiała już boć się o to czy dożyje jutra. Przez ostatni miesiąc pani Greanger udało się ją trochę podtuczyć przez co nabrała odrobinę kształtów tu i ówdzie, ale mimo to nadal była bardzo szczupła.

Biust jej się nieznacznie powiększył i zaokrąglił, nogi jakby wydłużyły, opaliła się a włosy urosły za łopatki i nabrały blasku. Nie były już tak puszyste jak kiedyś. Z wiekiem jej to przeszło. Teraz były lekko pofalowane i łagodnie opadały jej na plecy. Kilka złotych piegów zdobiło jej nos. Wyglądała naprawdę ślicznie i ktoś kto nie widział jej przez ostatnie parę mógłby mieć problem z poznaniem jej podczas przypadkowego spotkania. Już nie była tą samą kujonowatą Gryfonką. Co to, to nie. W lustrze widziała jakby nową siebie i miała nadzieję, że ten rok będzie w końcu normalny. Będzie lepszy od wszystkich.



- Co by tu założyć? – zapytała samą siebie i spojrzała na stertę ubrań poskładanych w równiutką kosteczkę oraz na te wiszące na wieszakach. Po chwili zastanowienia wybrała czarne rurki i kolorowy rozciągnięty T-shirt. Założyła trampki i zeszła na śniadanie masując skołataną z nerwów głowę i zmusiła się do delikatnego uśmiechu żeby tylko nie niepokoić rodziców.

- Hermiona, idź po gazetę jeśli możesz – powiedział do niej tata zanim zdążyła wejść do kuchni.

- Okej, już idę – odpowiedziała i podeszła do drzwi, które otworzyła po czym podniosła gazetę ze schodów. Gdy miała ją w rękach w oczy rzucił jej się napis znajdujący się mniejszym drukiem na samym dole pierwszej strony.



KOLEJNE TAJEMNICZE PORWANIE


Wczoraj ( tj. piątek ) około godziny szóstej po południu zaginęła w bardzo dziwnych i nie wyjaśnionych okolicznościach siedemnastoletnia dziewczyna, Sophie J. Do zdarzenia doszło w południowej Walii na przedmieściach Newport. Jest to już drugie takie zniknięcie. Do pierwszego doszło w regionach południowej Szkocji.

Rodzice dziewczyny byli bardzo roztrzęsieni, kiedy prosiliśmy ich o wywiad. Jednak po naszych namowach zgodzili się. Matka dziewczyny powiedziała, że w tym czasie wszyscy razem byli w domu - „To był najzwyklejszy dzień. Ja właśnie gotowałam obiad a mąż majsterkował tuż obok mnie. Nagle zostaliśmy ogłuszeni, a kiedy się ocknęliśmy natychmiast zaczęliśmy szukać Sophie, ale wtedy już jej już nie było, a na podłodze w jej pokoju zastaliśmy jakiś dziwny symbol. Nie pamiętamy zupełnie nic i nie mamy pojęcia jak mogło do tego dojść. To było niedorzeczne. Zupełnie tak jakby ktoś wyczyścił nam pamięć. Ostatnią rzeczą jaką pamiętam jest mieszanie zupy w garnku a potem zupełna pustka. Teraz niczego innego teraz nie pragniemy, chcemy tylko odzyskać nasze dziecko” – powiedziała przez łzy zrozpaczona kobieta.
Policja wszczęła postępowanie w tej sprawie. Nie udostępniono nam żadnych innych informacji. Możemy się tylko domyślać kto, lub co spowodowało zniknięcie tej niewinnej nastolatki.




Ta sprawa wydała jej w dużym stopniu podejrzana. Czyżby jakiś czarodziej maczał w tym palce? Powinna powiedzieć o tym Harry’emu.

Hermiona westchnęła, odwróciła się i pomaszerowała z powrotem do mieszkania. Doszło jej kolejne zmartwienie. Teraz będzie zawracać sobie głowę nie tylko tym okropnym koszmarem ale i jeszcze do tego porwaniem jakiejś zupełnie obcej dziewczyny. Ta cała sytuacja wydawała jej się podejrzana. Niezauważone ogłuszenie, rzekome wyczyszczenie pamięci i ten symbol. Wyglądało na to, że to rzeczywiście jakaś osoba posiadająca zdolności magiczne, no bo kto inny mógłby usunąć pamięć dwóm osobom. Sama nie wiedziała co o tym myśleć.

Z chwilą gdy weszła do kuchni usłyszała donośny głos swojej matki.

- Co na śniadanie? – podeszłą do stołu i podała swojemu siedzącemu po drugiej stronie stołu ojcu dziennik. Sama usiadła naprzeciwko.

- Chyba zrobię naleśniki. Masz ochotę? - zapytała stojąc tyłem do córki i wycierając ręce o ścierkę. Gdy się odwróciła zobaczyła, że córka jest jakaś markotna – Co się stało? Źle spałaś czy może znowu czytałaś do późna?

- Mamooo, nic się nie stało po prostu dzisiaj nie mogłam zasnąć – powiedziała i uśmiechnęła się do matki uspokajająco.

- Już mi tu nie czaruj, pewnie znowu nie mogłaś się oderwać od książki. Oj Hermiona, Hermiona – powiedziała z politowaniem pani Greanger i wzniosła oczy ku górze – Boże, widzisz i nie grzmisz. To dziecko kiedyś oślepnie.

- No przecież nic się nie stało. Dotrę do Pokątnej i nie zasnę w metrze, spokojnie – powiedziała i została przy wersji długiej wieczornej lektury.

Kiedy czekała na śniadanie pomyślała o trójce swoich najlepszych przyjaciół. Harry, Ron i Ginny byli dla niej jak rodzina. Do tej pory tylko z nimi korespondowała poprzez sowią pocztę, ale dzisiaj miała ich zobaczyć po raz pierwszy od tak dawna. Nie była w te wakacje w Norze. Chciała je całe spędzić tylko z rodzicami po tak długim rozstaniu.

Cieszyła się, że wraca do Hogwartu. Uważała, że decyzja McGonagall, aby wszyscy powtórzyli rok była bardzo słuszna. Cała ta wojna i myśl że śmierciożercy mogą w każdej chwili dopaść ciebie i twoją rodzinę na pewno nie sprzyjała nauce. Jest jednak jeden minus. Teraz wiek dostania się na pierwszy rok nauki zawyżył się do dwunastu lat. No ale lepsze to niż uczniowie bez owutemów.

Może dzisiaj wyciągnie Ginny na zakupy do mugolskiego centrum handlowego, ale znając jej rudą koleżankę nie będzie z tym problemu. Przydało by jej się kilka ciuchów przed powrotem do szkoły.

Kto by pomyślał że Panna Wiem To Wszystko Granger, tak poukładana i grzeczna zacznie przywiązywać wagę do wyglądu. Ona sama podejrzewała, że zaraziła się tym od Ginny. Jej przyjaciółka była osobą z najlepiej rozwiniętym zmysłem modowym jaką znała. Odkąd Fred i George otworzyli swój sklep z magicznymi dowcipami Weasleyów, mimo, iż już nie mieszkali w Norze zawsze wspomagali domowy budżet i zawsze odstąpili przy okazji coś swojej kochanej siostrzyczce, a rodzice też czasem dadzą jej kilka galeonów. Jej słodkie minki i to że była jedyną córką państwa Weasley, a do tego najmłodszą sprawiało, że zazwyczaj miała to co chciała. Hermiona zawsze nie mogła się nadziwić jak ona to robi.

Z rozmyślań wyrwał ją roznoszący się po kuchni kuszący, słodki zapach czekoladowych naleśników.

- Dziękuję – powiedziała po czym cmoknęła panią Granger w policzek. Na ten widok pan Granger tylko się uśmiechnął wychylając twarz zza gazety.

-Siadaj już i jedz. Czas leci. Zostało ci dziesięć minut. Za chwilę się spóźnisz – popędził ją tata – za dwadzieścia minut powinnaś już wychodzić.

- Już zajadam. Robi się – zakomunikowała z rozbawiającą powagą i włożyła pierwszy kęs do ust.

Kiedy już skonsumowała całe śniadanie w tempie ekspresowym wstała od stołu i pobiegła jeszcze na piętro spakować torbę. Wrzuciła najpotrzebniejsze rzeczy, związała włosy w koński ogon i zeszła na dół. Ucałowała obojga rodziców, pożegnała się, a następnie sięgnęła po klucze i już jej nie było.

Ach, jak jej tego brakowało podczas wojny. Wtedy często zamartwiała się czy nic im nie jest i czy mimo jej doskonałego zaklęcia zapomnienia śmierciożercy nie zrobili im krzywdy. Przejmowała się również tym, iż nie da rady cofnąć Obliviate i już nigdy jej sobie nie przypomną. Różnie z tym bywało w książkach o historii magii. Jednak mimo wszystkich przeciwności udało się i może przeżywać z nimi te chwile. Nawet nie chciała teraz myśleć o tym co by było gdyby jednak jej się nie udało. Jedna minuta z obojgiem rodziców była stokrotnie cenniejsza dla Hermiony od kilku buteleczek Felix Felicis.

Cieszyła się, że ma ich przy sobie. Była naprawdę szczęśliwa.

sobota, 26 kwietnia 2014

Prolog


Szła ciemnym korytarzem, który do złudzenia przypominał jej jeden z tych znajdujących się w Hogwarcie. Było ciemno. Tylko blady księżyc na niebie dający niewielką poświatę pozwalał jej iść bez żadnych potknięć zupełnie prosto, w niewielkim stopniu widoczną, wyłożoną kamieniami posadzką. Nie miała zielonego pojęcia jakim cudem się tu znalazła. Nie czuła strachu w pełnej postaci, ale te, do tej pory znajome ściany, niegdyś przepełnione obrazami, teraz zupełnie nagie, pozwalały jej odczuć coś co potocznie nazywamy lękiem.
Szła tak już dobre dziesięć minut, co jakiś czas zatrzymując się i wahając czy aby nie powinna zawrócić. Za każdym razem jednak serce zwyciężało z rozsądkiem i czystą logiką. Po prostu czuła, że musi iść dalej. Jakby jakaś niewidzialna siła ciągnęła ją w tamtą stronę, a ona naturalnie się jej poddawała. Momentami nawet zastanawiała się dlaczego, ale odrzucała te myśli ponieważ coś podpowiadało jej, że na końcu korytarza czeka ją coś bardzo dobrego, coś wielce upragnionego i, że to coś da jej ogromne szczęście. Jest jednak jeden warunek. Musi iść dalej.
Idąc tak i bijąc się z myślami, nagle usłyszała coś, przez co włosy stanęły jej dęba. Przerażający krzyk po którym następował cichy, acz złowieszczy śmiech. Nie wiedziała co było gorsze, czy ten oddający okropne cierpienie i ból krzyk, czy... czy ten okropny śmiech , który przyprawiał ją o mdłości ale i strach, którego do tej pory nie czuła w tak znacznym stopniu. Znów się zatrzymała. Chciała zawrócić. Uciec stąd jak najszybciej. Teraz się bała. Cholernie się bała i wcale nie była z tego zadowolona. Już się odwracała, aby odejść tam skąd przyszła gdy ten głos w jej głowie, taki uspokajający i dający poczucie bezpieczeństwa znowu nakazał jej iść dalej. Zapewniał, iż nic jej się nie stanie. Jest przy niej i to powinno jej wystarczyć. Poczuła się jak małe dziecko, któremu ktoś zabrał lizaka i teraz znajduje się w ramionach matki, która ją pociesza i obiecuje, że na pewno będzie lepiej i, że kupi jej nowego, lepszego lizaka. To dodało jej otuchy i odwagi.
Powoli ruszyła dalej a ten czarujący głos cały czas szeptał, żeby szła, nie bała się nieznanego i pod żadnym pozorem już się nie zatrzymywała. Postąpiła zgodnie z jego wskazówkami . Przyspieszyła kroku. Poczuła, że jeśli tego nie zrobi to stanie się coś złego. Nie wiedziała co konkretnie się stanie ale była pewna tego, iż za chwilę zdarzy się coś zgubnego nie tylko dla niej ale dla jakiegoś innego, niewinnego istnienia. Po prostu musiała iść dalej. Nogi same ją niosły. Tym razem rozsądek brał górę.
Znowu krzyk. Jeszcze więcej w nim było grozy i gehenny. Po chwili ten sam jeszcze głośniejszy śmiech. Nie zatrzymała się, lecz jeszcze bardziej przyspieszyła. W pewnym momencie poczuła że biegnie. Już nad tym nie panowała. Nie czuła zmęczenia. Ten drugi krzyk spowodował, że poczuła jeszcze większą potrzebę, dojścia do końca korytarza w jak najkrótszym czasie. W końcu z ciemności wyłoniły się dość duże i ciężkie drzwi. Zatrzymała się na chwilę. Od drzwi dzieliło ją zaledwie kilka stóp. Takich w Hogwarcie jeszcze nie widziała. Były to bogato zdobione złotymi elementami dwuskrzydłowe, zabytkowe drzwi z mosiężną klamką w każdym skrzydle. Stała i przyglądała się wrotom gdy wtem usłyszała słowa jakiejś dziewczyny:
- Nie… Proszę… Błagam, zostaw mnie! Błagam… Zrobię co zechcesz tylko mnie w końcu zabij… Nie każ mi cierpieć… Aaaaa! Pomocy! – krzyczała na całe gardło postać za ścianą. Te słowa podobnie jak krzyk były przepełnione strachem i cierpieniem.
Dziewczyna ocknęła się. Poczuła się jakby ktoś ją spoliczkował. Ten głos był tak uderzająco znajomy. Otrząsnęła się i podbiegła do drzwi. Otworzyła je bez najmniejszego problemu i weszła do środka. Pokój był pusty i ciemny tak jak korytarz, którym podążała. Tak samo nagie, kamienne ściany i zimna, twarda posadzka, z tą jednak różnicą, że na środku pokoju w kałuży krwi leżała młoda dziewczyna. Miała długie, sięgające do pasa brązowe włosy i leżała zwrócona twarzą do podłogi. Nie tracąc ani chwili podbiegła do ciała i przyklękła aby sprawdzić czy szatynka oddycha, przyłożyła palce do tętnicy. Ona żyła, ale Hermiona ledwo wyczuwała puls zupełnie tak jakby przez jej ciało przechodziły ostatnie impulsy życia. Chciała ją odwrócić i zwyczajnie reanimować. Lecz zanim to zrobiła ogromne wrota zamknęły się z hukiem. Odwróciła się w ich stronę i spostrzegła zakapturzoną, mroczną postać stojącą przed nimi.
Zamarła widząc jak bez słowa sięga po różdżkę. Trzymając ją w ręku powoli podszedł do niej i ciała leżącego obok. Dziewczyna chciała uciec, krzyczeć, ale nie mogła drgnąć, zupełnie tak jakby ktoś rzucił na nią Drętwotę. Lecz ku jej zdziwieniu mężczyzna ją zignorował zupełnie tak, jakby była niewidzialna. Podszedł do ciała i mocno kopnął je w żebra, a ono przewróciło się twarzą do góry wydając prawdopodobnie ostatnie jęki cierpienia w swoim życiu. To co zobaczyła odrętwiała dziewczyna było szokiem. Sponiewierana postać leżąca we krwi to była idealna kopia jej samej, Hermiony Jean Greanger. Zupełnie jak jej lustrzane odbicie. A co jeśli to na prawdę była ona? Nie, to niemożliwe… a jednak. Była przerażona. Ten sen był tak bardzo realny. Klęcząc z głową zwróconą w stronę postaci i nie mogąc się ruszyć obserwowała tylko jak podnosi rękę do góry. Wiedziała co teraz nastąpi. To było nieuniknione. Nie mogła nic zrobić. To był koniec…
- Avada Keda…!

Wstęp

Witam wszystkich!

 Bardzo mi miło powitać wszystkich, którzy zajrzeli na mojego bloga. Decyzja o jego powstaniu była dość trudna ponieważ mam mnóstwo rzeczy na głowie. Mimo wszystko postanowiłam, że zdecyduje się na to i jeżeli przypadnę Wam do gustu zrobię co w mojej mocy aby spełnić wasze oczekiwania.
 Będzie to opowiadanie fan fiction z cyklu HP. Główny wątek stanowić będą relacje pomiędzy Hermioną Greanger i Draconem Malfoyem. Uprzedzam również, że znajdzie się tu też taki pairing jak Zabini/Weasley. Na chwilę obecną nie jestem w stanie stwierdzić ile przewiduję rozdziałów.
 Cała historia będzie się działa po wojnie w zamku Hogwart, kiedy to większość uczniów będzie zmuszona powtarzać siódmy rok nauki.
 Mam nadzieję, że skusicie się przeczytać prolog, który być może zachęci was do czytania kolejnych rozdziałów. Mogę dodać jeszcze, że nie będzie to kolejne typowe opowiadanie z serii: najpierw się nienawidzimy a na drugi dzień kochamy. Będzie tu kilka wątków z czego głównym jest miłość Draco i Hermiony.

DODATKOWO:
- zabraniam kopiowania treści bloga (nie toleruję takich rzeczy, zresztą kulturalny bloger nie kradnie)
- proszę nie spamować jeśli to możliwe
- poszukuję bety, chętni mogą się zgłaszać wysyłając maila na adres: paulcia98@gmail.com

Zapraszam wszystkich serdecznie!
Panna Poziomka. :)