środa, 9 lipca 2014

Rozdział 2


Przepraszam, że tak długo mnie nie było ale jakoś straciłam werwę. Wena ze mnie opadła. Spowodowało to kilka ważnych wydarzeń w moim życiu. Miałam dużo rzeczy na głowie. No ale mimo wszystko rozdział jest proszę o chociaż minimalny odzew z opiniami. Przepraszam za jakiekolwiek błędy. Pozdrawiam :)

panna Poziomka.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~




  Gdy tylko wyszła z domu jej tymczasowa euforia prysła niczym mydlana bańka. Idąc chodnikiem znów zaczęła myśleć o koszmarze z dzisiejszej nocy. Lecz tym razem jej myśli skupiły się na dziewczynie w kałuży krwi na kamiennej posadzce. Co ona tam robiła? Teraz gdy wszelkie spory dobiegły końca nie miała już żadnych wrogów. Ten sen to chyba wynik przejedzenia się serowymi chrupkami poprzedniego wieczoru. I każdego innego który poprzedzał te dziwne senne wizje. Niemożliwe żeby to cokolwiek znaczyło. Zawsze była sceptycznie nastawiona do wróżek przepowiadających przyszłość pokroju Trellawny i wszystkich związanych z tym tematem rzeczy. To wszystko jest niedorzeczne ale czemu nocą zawsze wydawało się takie realne. Znowu nie mogła zrozumieć dlaczego to ją nawiedza. Zapewne nie bez powodu śniło się jej to już szósty raz. Powoli zaczęła powątpiewać w to, że te koszmary nie mają absolutnie żadnego znaczenia. Być może to jakieś ostrzeżenie. Żadna wersja nie była dla niej wystarczająco przekonująca. W każdym razie na dzisiaj postanowiła wyrzucić to z głowy i nie mówić nic swoim przyjaciołom.


Otrząsnęła się po chwili i zorientowała, że mało brakowało a wpadła by na starszą pani idącą w przeciwnym kierunku.


- Weź się w garść Hermiono… - wyszeptała do siebie.


Skręciła w prawo i zeszła do metra. Kiedy już zakupiła bilet i znalazła się na stacji czekała około minuty. Pociąg nadjechał i wsiadła do niego rozmyślając o czymś o wiele przyjemniejszym. Mianowicie o tym, jak spędzili wakacje jej przyjaciele oraz (patrząc na to jaka zmiana zaszła u niej) jak zmienili się przez te dwa miesiące. Była ogromnie ciekawa co działo się w ich życiu od czasu zakończenia tych tragicznych wydarzeń. Wyciągnęła z torby swoją MP4 i zaczęła słuchać muzyki. Chociaż w Hogwarcie żaden mugolski sprzęt nie miał szans zadziałać to tutaj w Londynie nie potrafiła się bez niej obyć. Muzyka była jej ukojeniem i pozwalała się wyciszyć. Zanim się spostrzegła była już na stacji Leicester Square.


Gdy już znalazła się na powierzchni znów szła chodnikiem wzdłuż starych antykwariatów i księgarni. Z Harrym i Ronem umówiła się w Dziurawym Kotle o dziesiątej. Ginny miała dołączyć do nich pół godziny później. Spojrzała na zegarek była pięć minut spóźniona. Wynagrodzę im to jakoś, może postawie im po kremowym piwie – pomyślała i uśmiechnęła się do siebie. Przeszła przez ulicę i stanęła przed drzwiami baru oddzielającego świat mugoli i czarodziejów.


Nacisnęła klamkę i pchnęła ciężkie drzwi. Po przekroczeniu progu od razu do jej nozdrzy doszedł zapach Ognistej Whiskey Ogdena. Bez problemu rozróżniała ją od innych trunków. Miała tak charakterystyczny, mocny zapach, iż bez zbędnych wątpliwości w każdej chwili mogła stwierdzić co to za alkohol. Osobiście wolała sherry a w szczególności przypadło jej do gustu wino skrzatów. Niby nic wyjątkowego ale różniło się smakiem od innych a młoda czarodziejka przywiązywała do tego wielką wagę.


Szmer rozmów przyjemnie rozchodził się po pomieszczeniu. Rozejrzała się i wypatrzyła Harr’ego. Machał do niej z tym pogodnym wyrazem twarzy, którego już dawno nie widziała. Zresztą nie można się dziwić. Ostatnie wydarzenia nawet największemu optymiście starły by uśmiech z twarzy. Teraz widząc go nikt nie powiedziałby, że Złoty Chłopiec przeszedł takie okropności.


Obok niego na krześle siedział Ron. Był on wyraźnie zaabsorbowany rozmową z Tomem, tamtejszym kelnerem. Harry szturchnął rudzielca w bok i wskazał głową w stronę z której nadchodziła ku nim Hermiona. Gdy tylko się odwrócił zdziwił się trochę, delikatnie mówiąc.


Hermiona wygląda fenomenalnie – to pierwsza myśl jaka pojawiła się w głowie młodego Weasleya. Mimo, iż miała na sobie tak zwyczajne ciuchy była bardzo kobieca. Ron już wcześniej podkochiwał się w tej pięknej czarownicy, przez całe wakacje myślał tylko o niej. Była główną bohaterką jego pięknych i nie koniecznie przyzwoitych marzeń. Ale wiedział, że nic z tego nie będzie. Kiedyś wyznał jej swoje uczucia a ona dała mu stanowczo aczkolwiek delikatnie do zrozumienia, iż nie potrafiłaby się z nim związać oraz że liczy się dla niej tylko przyjaźń i nie chce tego niszczyć. Po tym odrzuceniu trochę czasu zajęło mu dojście do siebie. Uświadomił sobie jednak, że wiecznie nie może kryć się w Norze i mieć gdzieś cały świat z jej powodu. W końcu wziął się w garść.


Dzisiaj, gdy ją zobaczył wszystko odżyło na nowo. Te dawne uczucia znów zawrzały w nim i spowodowały że purpura zalała jego piegowate policzki kiedy Hermiona przytuliła go na przywitanie jako pierwszego. Szybko jednak oderwała się od niego i przeniosła w ramiona Harr’ego.


- Cześć chłopaki. O Merlinie! Jak ja za wami tęskniłam! – powiedziała po przywitaniu się z przyjaciółmi.


- My za tobą również. Jak ty się strasznie zmieniłaś – zauważył Chłopiec Który Przeżył. Na nim wygląd gryfonki również zrobił wrażenie. Czuł się jak starszy brat, który nie widział od wieków swojej młodszej siostry ani tego jak dorastała.


- Eee tam, przesadzasz. To wciąż ta sama kochająca książki kujonica – zażartowała – opowiadajcie lepiej jak wam minęły wakacje.


- Bardzo dobrze. Szkoda tylko, że nie przyjechałaś do Nory. Mama cały czas wypominała mi, że nie potrafiłem cię porządnie przekonać - burknął Ron w końcu wtrącając się do rozmowy.


- I tak byś nic nie wskórał. Te wakacje były tylko dla mnie i moich rodziców. Obiecałam im to. Nie mogłam się od tak wykręcić – zaśmiała się dziewczyna po czym dodała – chodźmy lepiej na zakupy bo zaraz zrobi się tu niezły tłum. Później przyjdziemy, napijemy się czegoś i porozmawiamy.


Chłopcy zgodzili się. Pożegnali się szybko z kelnerem i ruszyli do tylnego wyjścia, które prowadziło na ulicę Pokątną. Kiedy przeszli już i znaleźli się w tej magicznej części Londynu skierowali się prosto do banku Gringotta. Hermiona wymieniła funty na walutę czarodziejską, Harry zjechał do swojej skrytki po złoto a i Ron od razu wypłacił trochę galeonów na nowe szaty i przybory szkolne.


Następnie poszli do księgarni „Esy i Floresy” gdzie wchodząc Harry potknął się o próg i komicznie przewrócił. Jego przyjaciele ciągle śmiali się z tego przez następne piętnaście minut.


Po zakupie podręczników powtórnie wyszli na Pokątną i momentalnie wpadli na Ginny. Ona się zbytnio nie zmieniła. Nadal była tą samą rudowłosą pięknością na którą leciała połowa męskiej części Hogwartu.


- Hermiona! – krzyknęła z radości najmłodsza z Weasley’ów i rzuciła się koleżance na szyję.


- Ginny! Ja też się cieszę, że cię widzę ale jeszcze trochę i mnie udusisz! – krzyknęła uradowana panna Granger.


- Przepraszam – powiedziała i puściła ją – po prostu straaasznie się za tobą stęskniłam – po czym znowu przytuliła koleżankę tylko teraz dużo delikatniej.


- Ja za tobą też – stwierdziła i oddała uścisk.


-Ron.. Cześć – rzuciła przelotnie do brata, z którym zapewne nie dawno się widziała – Harry – wybąkała rumieniąc się przy tym delikatnie – miło cię widzieć – dodała i ucałowała go przyjacielsko w policzek. Minę miała niczym cierpiętnica, ale szybko ukryło ją pod maską zadowolenia i codziennego roztargnienia.


No tak, wojna zbiera swoje okrutne żniwa także w uczuciach łączących ludzi. Mionie było ich okropnie szkoda. Tworzyli przecież taką piękną parę. To kwitnące, ogniste uczucie, którym darzyli siebie przed walką z Lordem Voldemortem już dawno przeminęło. Ginny była załamana po śmierci Freda. Harry był otaczany przez dziennikarzy i wychwalany za swoje czyny. Codziennie się mijali i nie mieli dla siebie czasu. To wszystko po prostu wyblakło. Rozstali się oboje uznając, że tak będzie lepiej. Przynajmniej Harry tak sądził. Dziewczyna nie chciała robić problemów i poszła na to co zaproponował jej Bliznowaty. Okropnie cierpiała ale, że była twarda, nie dawała po sobie tego poznać i dosyć szybko się pozbierała. Mimo tego nieudanego związku nie przekreśli swojej przyjaźni i uznali już razem, iż tak jak kiedyś, na samym początku będą jako tako najlepszymi kumplami.


-Och, hej Ginny – wykrztusił z siebie również lekko zawstydzony Harry.


Wciąż coś do siebie czują, to widać gołym okiem, ale Ruda pisała pannie Greanger w listach, że po tym jak Harry zranił ją dość boleśnie nie ma zamiaru wchodzić dwa razy do tej samej rzeki. Już się nie zaangażuje w żaden związek. „Faceci to nic nie warte dupki. Każdy bez wyjątku.” - wyżalała jej się. Wyglądało na to, że jest naprawdę zdeterminowana, ale cóż zobaczymy jak to się wszystko potoczy.


Po wszelakich ceregielach i po tym jak Ginny i Święta Trójca wrócili się do księgarni po kilka książek dla rudej poszli prosto do Madame Malkin po nowe szaty.


-Nie uwierzycie co się stało – pisnęła ruda na schodach do sklepu pomiędzy pogaduszkami o następnym roku w Hogwarcie a najnowszym modelem miotły Orion 3000, znajdującym się na wystawie w sklepie „Markowy sprzęt do Quidicha”. Dopiero teraz sobie o tym przypomniała – gdy wychodziłam z Dziurawego Kotła na Pokątną wpadłam na Zabiniego i Malfoy’a. Zderzyłam się z tym pierwszym. Blondas jak zwykle śmiał się i mamrotał pod nosem swoje chore teksty jak to jestem niewychowana i roztrzepana, ale Zabini grzecznie mnie przeprosił, tak jakoś dziwnie się uśmiechnął i nawet upomniał tą tlenioną fretkę żeby zachował swoje uwagi dla siebie. Nie uważacie, że to jest trochę dziwne? Zachował się tak jakby co najmniej mnie szanował.


-Żartujesz? Jesteś pewna, że to ten Zabini na ciebie wpadł? Co do Malfoy’a to może i bym się zgodził ale nie możliwe, że jeden z tych nadętych, pieprzonych Ślizgonów cię przepraszał – wysyczał Ron takim tonem jakby co najmniej chciał zwymiotować.


-Ronaldzie opanuj się. Mógłbyś oszczędzić sobie takiego słownictwa w miejscu publicznym – skarciła przyjaciela Hermiona i spojrzała na niego z politowaniem.


-Oj przepraszam. No ale co? Nieprawdę mówię?


-No w sumie to prawda, lecz patrząc na to z innej strony to jednak było możliwe. Ludzie się zmieniają Ron. Szczególnie po tak ciężkich przeżyciach jakich wszyscy doświadczyliśmy ostatnimi czasy.


-Zmiana zmianą. Prawda, każdy może, ale nie takie zimne, skretyniałe kołki jak oni. Nadal uważam, że albo był naćpany albo nawdychał się jakichś odurzających oparów z tych dziwnych kociołków w aptece Sluga i Jiggersa. Swoją drogą ostro wali tam zgnilizną... – ostatnie zdanie wymruczał już ciszej ale jego twarz przybrała naprawdę dziwny, krzywy wyraz.


Wszyscy roześmiali się w głos słysząc jego wyznanie, za to on sam nie za bardzo chyba wiedział o co chodzi bo tym razem spojrzał na nich wzrokiem typu: „No o co wam chodzi, przecież tak jest?!”, a to jeszcze bardziej rozbawiło pozostałą trójkę.


- Przepraszam, czy mogli byście nie torować drzwi. Wchodzicie czy nie? – usłyszeli nagle jakiś odrobinę skrzekliwy głos nieco podstarzałej czarownicy w bordowej szacie i dopasowanej do niej tiarze. Wyglądała na zadbaną i miłą, ale efekt psuło jej naburmuszenie.


-Tak, przepraszamy już się odsuwamy – Hermiona jako jedyna, która zawsze myślała trzeźwo zareagowała niemal błyskawicznie i pchnęła resztę w bok uśmiechając się przepraszająco.


-Ach ta dzisiejsza młodzież, ciągle rozkojarzona. Za moich czasów młodzi czarodzieje nie szwędali się po ulicach i bezczynnie stali plot…- reszty narzekań już nie dosłyszeli gdyż drzwi sklepu zamknęły się z donośnym hukiem.


Ponownie wszyscy, a nawet Hermiona wybuchnęli niekontrolowanym, głupkowatym śmiechem.


-Dobra koniec z tym. Trzeba się z deka ogarnąć – uznał Harry.


-Masz rację, opanujmy się. Kupmy co mamy kupić i chodźmy na coś mocniejszego – rozochociła się Ginny i uraczyła pozostałych szerokim uśmiechem.


Ruszyli bez słowa ciągle uśmiechając się pod nosami. Dokupili szaty, kociołki i inne tego typu rzeczy, które były im niezbędne w ostatnim już roku nauki w Hogwarcie. Poza Rudą rzecz jasna, chociaż niezbyt podobało jej się to, że będzie musiała marnować dodatkowo jeszcze jeden dodatkowy rok na zakuwanie głupich i zupełnie niepotrzebnych jej do życia formułek tępych zaklęć. I te wypracowania… Na samą myśl robiło jej się słabo. No bo na co komu potrzebna do życia jest umiejętność przemienienia jeża w szczotkę albo uwarzenia Eliksiru Bujnego Owłosienia. To naprawdę wydawało się jej wyłącznie stratą czasu, ale cóż poradzić? Jak mus to mus…


Kiedy załatwili już wszystko co załatwić musieli, uradowani, że to już koniec poszli w stronę wyjścia z Pokątnej aby w końcu znaleźć się w upragnionym pubie i czegoś się napić.


Rozstawili swoje zakupy pod stołem i opadli na krzesła. Chłopcy wyglądali na naprawdę zmęczonych, widać było, że nie są przyzwyczajeni do tego typu eskapad. Za to Hermiona i Ginny były w swoim świecie. Co prawda zakupy w typie uzupełniania ingrediencji na Eliksiry dla Slughorna to nie to samo co przymierzanie ciuchów w mugolskich centrach handlowych ale to zawsze jakiś shopping.


-Co dla was – zapytała Miona.


-Ja poproszę kremowe piwo, a dla nich..? – rzuciła Ginny spoglądając w stronę chłopców.


-Dwa razy ognista. – złożył zamówienie Ron - Coś takiego powinno postawić nas na nogi – dodał po chwili ciszej do Harr’ego, który wyraził temu aprobatę puszczając oczko w stronę rudzielca i uśmiechając się szelmowsko.


-Okej, zaraz wracam. – Hermiona odpowiedziała i ruszyła w stronę baru – Hej Tom, dwa razy ognista i dwa razy kremowe piwo proszę – powiedziała miło uśmiechając się do barmana.


-Robi się – mruknął i zniknął za barem.


Wróciła ponownie do stolika i usiadła pomiędzy Ginny a Wybrańcem. Gdy Tom podał trunki rozmowa jeszcze bardziej się rozluźniła. Siedzieli, gadali, wspominali dawne czasy i najlepsze momenty ich przyjaźni, śmiali się i wygłupiali. Najśmieszniejszy był moment kiedy Ron wsadził sobie do ust dwie czarne słomki i udawał akromantule. Zachowywali się tak jak powinna zachowywać się paczka najlepszych przyjaciół w ich wieku, a nie tak, jak zupełnie dojrzali, poważni ludzie po wielu przejściach. Hermionie tak bardzo tego brakowało. Nie pamiętała już kiedy ostatnio tak dobrze się bawiła. Zupełnie nie myślała o tym co do tej pory dręczyło jej myśli.


W głębi duszy niesamowicie nie mogła doczekać się powrotu do Hogwartu. Obiecała sobie, że ten rok będzie inny niż wszystkie dotychczas, ten będzie wyjątkowy. Obiecała, że wykorzysta go najlepiej jak może. Bez żadnych Voldemortów, zagadek i śledztw. Nareszcie przeżyje normalny rok w szkole. Zda OWUT-emy najlepiej na roku i w końcu zaistnieje w towarzystwie.

To będzie wyjątkowy czas… – pomyślała i uśmiechnęła się delikatnie po nosem – Tak, to na pewno…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz